Radom 90.7 FM | Końskie i Opoczno 94 FM | Skarżysko Kam. 94.5 FM | Kozienice 97.9 FM
Na antenie:
PRZEBOJE Z NUTĄ NOSTALGII
Radio Plus Radom
Patron dnia: św. Stefan IX, papież WIELKI PIĄTEK
Dziś jest: Piątek, 29 marca 2024

RADOM

Ruszył proces ws. pożaru hali przy ul. Wrocławskiej

czwartek, 11 kwietnia 2019 11:40 / Autor: Weronika Chochoł
fot. Weronika Chochoł/Radio Plus Radom
Weronika Chochoł

Zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach w postaci pożaru hali magazynowej przy ul. Wrocławskiej, nieumyślnego sprowadzenia pożaru poprzez niedopełnienie obowiązków  w zakresie ochrony przeciwpożarowej oraz spowodowanie szkód w mieniu podmiotów gospodarczych wynajmujących halę i osób fizycznych pracującej w łącznej kwocie ponad 12 milionów złotych usłyszała Urszula S. - właścicielka hali przy ul. Wrocławskiej w Radomiu. W czwartek, 11 kwietnia w Radomiu ruszył proces w tej sprawie. 

Przypomnijmy, do pożaru doszło 23 grudnia 2017 roku. Ogień, który pojawił się w hali magazynowej przy ul. Wrocławskiej w Radomiu strażacy gasili przez kilka dni. Dochodzenie prokuratorskie wykazało, że to właścicielka hali nie zadbała odpowiednio o obiekt, a wyniku naruszeń doszło do zwarcia instalacji elektrycznej. Akt oskarżenia przeciwko 56-letniej Urszuli S., właścicielce hali przy ul. Wrocławskiej, Prokuratura Rejonowa Radom - Wschód skierowała do sądu pod koniec stycznia. Prokurator zarzuca kobiecie, że jako właścicielka obiektu nie dopełniła obowiązków z zakresu prawa budowlanego i ochrony przeciwpożarowej. W toku śledztwa ustalono, że stan techniczny budynku nie był sprawdzany od 2005 roku, nie było też odpowiednich przeglądów i odbiorów instalacji, w tym urządzeń, które znajdowały się wewnątrz hali. 

Jak wynika z odczytanego przez prokurator Joannę Kwiatkowską aktu oskarżenia właścicielka miała nie zapewnić należytej staranności bezpiecznego użytkowania obiektu po wystąpieniu intensywnych opadów atmosferycznych, co spowodowało przeciekanie dachu. W wyniku przeciekania miało dojść do zwarcia instalacji elektrycznej, które było przyczyną wybuchu pożarów. Prokuratura zarzuca właścicielce także zaniechanie kontroli okresowej co najmniej dwa razy w roku, polegającej na sprawdzeniu stanu technicznego elementów budynków, budowli i instalacji narażonych na szkodliwe wpływy atmosferyczne i niszczące działanie czynników występujących podczas użytkowania obiektu,. To miało doprowadzić do korzystania z budynku o niesprawnej instalacji elektrycznej, która nie spełniała określonych wymagań. Przez niedopełnienie obowiązków kobieta miała spowodować szkody w mieniu podmiotów gospodarczych wynajmującej halę i pracujących w niej osób fizycznych z kwocie nie mniejszej niż 12 milionów 954 zł: 

 Kobieta nie przyznała się do zarzucanych jej czynów. Wyjaśnienia złożyła jedynie w formie odpowiedzi na pytania obrońców. Nie zgodziła się natomiast na pytania zadawane przez sąd i oskarżycieli. 

Jak wynika z zeznań kobiety, nieruchomością od początku zarządał mąż. W 2005 roku przekazał jej udziały, ale kwestie zarządzania nadal leżały po stronie mężczyzny. W 2015 umowa między małżonkami została sformalizowana. W dokumencie zawarty został stan faktyczny obiektu i działania, które na terenie obiektu miały być prowadzone. Dokument - według zeznań Urszuli S. - spłonął w dniu pożaru. Kobieta o stanie nieruchomości miała dowiadywać się z rozmów z mężem. Te dawały jej podstawę do wniosków, że stan hali jest dobry. Sama miała przebywać na terenie nieruchomości jedynie w pomieszczeniach biurowych, na hali, która była przedmiotem najmu oskarżona miała bywać sporadycznie.

- Zdecydowanie częściej bywał tam mąż. Według mojej opinii, a nie jestem fachowcem w tym temacie, stan się zgadzał z informacjami, które mi przekazywał. Nie miałam podstaw przypuszczać, że mąż nieprawidłowo zarządzał nieruchomością. Nigdy nie dotarły do mnie żadne informacje, jakoby mąż miał źle zarządzać halą, że stan nieruchomości może zagrażać zdrowiu czy życiu znajdujących się tam osób:

 

Oskarżona zeznała, że nie zaobserwowała żadnej nieszczelności dachu, a z informacji które otrzymywała od męża naprawy były wykonywane. O awarii instalacji elektrycznej została poinformowana raz, podczas nieobecności męża. Kobieta po telefonie od jednego z najemców miała pojawić się na miejscu wraz z fachowcami, którzy usunęli awarię.

- Według mojej opinii do dbania o stan hali zobowiązany był mój mąż. Miałam do niego pełne zaufanie w tej kwestii - mówiła oskarżona: 

 Urszula S. ma 56-lat. Z wykształcenia jest matematykiem, pedagogiem.  Za zarzucane czyny grozi jej kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.

Kolejne rozprawy odbędą się odpowiednio 3 i 5 czerwca. Wtedy przesłuchani zostaną poszkodowani najemcy hali przy ul. Wrocławskiej.