Audycje Radiowe
Marek Kamiński gościem Radia Plus Radom
- Myślę, że biegun akurat jest takim miejscem, gdzie można znaleźć Boga, ale ponieważ jest tam cisza, człowiek jest sam z sobą, to być może jest tam łatwiej, niż w zgiełku i hałasie - powiedział w rozmowie z Radiem Plus Radom Marek Kamiński, podróżnik, filozof, pisarz i przedsiębiorca.
Marek Kamiński odniósł się także do swojej najnowszej wyprawy "No Trace Expedition", opowiedział o szczególnej roli Biblii w jego życiu oraz przyznał się do jedzenia świnki morskiej, czy mięsa krokodyla. Przeczytajcie lub posłuchajcie:
Michał Kaczor: Naszym gościem jest pan Marek Kamiński, podróżnik, przedsiębiorca i też po trochu filozof. Dzień dobry.
Marek Kamiński: Witam, dzień dobry. Myślę, że filozofem w sumie jestem z wykształcenia i bardziej czuję się filozofem niż podróżnikiem... No i niż przedsiębiorcą, bo to jest moja profesja. Z wykształcenia jestem filozofem i filozofia chyba jest mi bliższa niż podróże...
No i też nie można zapomnieć o "pisarz".
W sumie też pisze książki. Ostatnich parę moich książek to "Idź własną drogą", "Marek i czaszka jaguara" - książka dla dzieci albo "Trzeci Biegun" - książka o wyprawie do Santiago de Compostela.
Zacznę od pytania - czy coś jeszcze jest w stanie pana zaskoczyć?
Myślę, że cały czas świat mnie zaskakuje. Świat absolutnie jest miejscem zaskakującym. Cały czas zaskakuje mnie swoimi paradoksami. Myślę, że na tym polega życie, że jest zaskakujące. Życie nigdy nie jest takie samo. Żaden dzień może nie być takim samym, jak dotychczas. Każdy dzień może być naszym ostatnim dniem na tej planecie. Także życie jak najbardziej ciągle mnie zaskakuje, codziennie, nieustannie, w każdej minucie.
Przejdźmy do spraw bieżących. Ostatnio pan przeszedł prolog do "No Trace Expedition" po Tatrach. Skąd taki pomysł, żeby pokazać światu, że człowiek może podróżując nie zostawiać śladów?
Ten pomysł wziął się z moich korzeni, czyli wypraw polarnych, bo ciągnąc sanie przez Antarktydę, nie chciałem jej zaśmiecać. Miałem takie poczucie, że ciągnąc za sobą wszystkie śmieci, jestem w zgodzie z naturą. To mi też pozwoliło lepiej z naturą się dogadać, ale też pozwoliła mi realizować te cele. Ta zgoda z natura była ważnym elementem moich wypraw, więc pomyślałem - jak by taka wyprawa polarna wyglądała tutaj w cywilizacji. Pomyślałem, że mógłbym te wszystkie śmieci mieć ze sobą, a ponieważ Japonia jest mi bardzo bliska i też wyruszyłem kiedyś na zachód do Santiago de Compostela, to teraz chciałbym zrobić podróż na wschód. Japonia wydaje mi się takim biegunem najbardziej odległym od wszystkiego, takim biegunem cywilizacyjnym, że ta cywilizacja japońska, sztuka japońska, rytuały japońskie są takie bardzo odległe od nas. To jest taki biegun cywilizacyjny. Wcale nie tylko w sensie technologii, ale w ogóle w sensie dziwności. Tak, jakby ci Japończycy byli trochę z innej planety. Stąd pomysł. Jeździłem tam samolotem i pomyślałem "dlaczego nie mógłbym tam wybrać się samochodem?". Celem jest też przejście starego, pielgrzymiego szlaku Shikoku Henro. 1000 kilometrów bez portfela i bez karty kredytowej.
Czy będąc na szlaku w Tatrach, znalazł pan odpowiedź na pytanie, czy człowiek-podróżnik może być samowystarczalny?
Myślę, że człowiek na tym świecie nigdy nie będzie samowystarczalny. Zależymy od Słońca. To Słońce głównie produkuje energię. Jesteśmy zależni od tego świata. Pytanie tylko, czy możemy być z tym światem w równowadze. Drugie pytanie, to czy możemy tak podróżować, żeby środowisko jak najmniej zanieczyszczać. Myślę, że jak najbardziej tak. Sama uważność na to, jak się spakujemy, to, że mam ze sobą butelkę z filtrem i nie muszę używać wody w opakowaniach plastikowych. Od tamtej pory zacząłem zwracać uwagę na to, iloma drobnymi rzeczami ciągle zaśmiecamy cywilizację. Myślę, że człowiek może oszczędzać planetę przez codzienne życie i też wtedy być w równowadze z planetą i w zgodzie z naturą. Ta wyprawa wokół Tatr odbiła się też pozytywnym echem. Wielu ludzi kibicowało mi. Mówimy o tym, żeby nie śmiecić, a to nie do końca dociera. Taki przekaz, że można obejść Tatry, niosąc ze sobą wszystkie śmieci, bardziej dociera do ludzi. Ta wyprawa była dobrym wstępem do wyprawy do Japonii.
Może teraz cofnijmy się trochę i nawiążmy do tej wyprawy, w której szukał pan „Trzeciego Bieguna”, idąc z Kaliningradu do Santiago de Compostela. Nazwał pan tę wyprawę, zresztą, kilkukrotnie, najtrudniejszą swoją wyprawą. Dlaczego ta wyprawa była tak szczególnie trudna? Podróżował pan przez cywilizację, a również zdobywał bieguny, gdzie musiał zmierzyć się z pustką i samotnością...
Myślę, że chyba najtrudniejsze w życiu dla człowieka jest odnalezienie samego siebie. Łatwiej zdobywać ten zewnętrzny świat, niż wewnętrzny. Dlatego, że to była podróż do tego wewnętrznego bieguna, była to bardzo trudna podróż. Rzeczywiście łatwiej dojść na Biegun Północny i Południowy, który jest zewnętrznym celem, niż znaleźć samego siebie. To była rzeczywiście niezwykła wyprawa. Starałem się ją opisać w książce „Trzeci Biegun” i pokazać w filmie „Pielgrzym”, ale ciągle dla mnie ta wyprawa jest zagadką i ciągle do niej wracam. Zostały mi z niej trzy słowa – „akceptacja”, „wdzięczność” i „uważność”. Akceptacja tego, co przynosi droga, wdzięczność za to, że w ogóle życie i uważność na to, co jest tu i teraz.
O czym myśli człowiek, który podróżuje przez wiele tysięcy kilometrów. Nie tylko poprzez cywilizację, jak ta wyprawa do Santiago de Compostela, ale też na przykład wyprawa na biegun. O czym myśli człowiek, kiedy idzie?
Myślę, że o wszystkim, tak jak w życiu. Może myśleć o tych najważniejszych sprawach – po co się żyje, jaki jest sens tego, co robimy, po co to wszystko, co można robić jeszcze dalej, skąd się tutaj wziąłem. Także o wszystkim.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że jedną z najważniejszych książek, jeżeli można tak to określić, którą bierze w każdą podróż jest Biblia. Dlaczego?
Dlatego, że to jest słowo Boga, a nie człowieka. Dlatego to jest dla mnie najważniejsza książka. Można do niej zawsze wracać i jest wyjątkowa. Nigdy nie możemy jej przeczytać do końca. To jest droga, którą można cały czas iść.
A jak znaleźć Boga na biegunie?
Myślę, że Bóg jest wszędzie. Nie tylko na biegunie, ale także na biegunie. Jak znaleźć Boga na biegunie? Trzeba wyruszyć w drogę i trzeba Go szukać. Myślę, że biegun akurat jest takim miejscem, oczywiście nie jest jakimś wyjątkowym miejscem, gdzie można znaleźć Boga, ale ponieważ jest tam cisza, człowiek jest sam z sobą, to być może jest tam łatwiej, niż w zgiełku i hałasie.
Zapytam jeszcze o to, co w ostatnim czasie w środowisku podróżniczym, tutaj chodzi przede wszystkim o zdobywanie gór, budzi duże kontrowersje. Co pan sądzi o takich programach ekstremalnych, typu Polski Himalaizm Zimowy?
Nie znam tego programu tak dobrze, ale mój przyjaciel Artur Hajzer, który już nie żyje, zginął w Himalajach, był jednym z twórców tego programu. Wydaje mi się, że człowiek, sportowcy, himalaiści chcą, jak wielu innych sportowców, realizować ambitne cele. Wydaje mi się, że u jego podstaw leżały dobre intencje. To, że zdarzył się wypadek na Broad Peak, czy inne wypadki... Wypadki są częścią losu himalaistów czy alpinistów. Trudno mi jest to ocenić. Według mnie była to próba zrobienia czegoś ponad przeciętność w Himalajach. To był program, który miał swoje założenia, miał swoją metodologię, natomiast zdarzyło się bardzo duże nieszczęście. Wydaje mi się, że ocenianie tego programu Polski Himalaizm jest krzywdzące dla jego twórców, dla nieżyjącego już Artura Hajzera.
Na koniec luźniejsze pytanie – co pan najdziwniejszego jadł podczas podróży?
Najdziwniejszego? Jadłem dużo dziwnych rzeczy. Zdarzyło mi się kiedyś jeść mięso wieloryba na Grenlandii razem z Eskimosami, zdarzyło mi się też jeść świnkę morską w Peru razem z Indianami, zdarzyło mi się jeść owady, insekty w Chinach. Co było najdziwniejsze? Ja w ogóle jestem teraz wegetarianinem, więc są nieraz doskonałe dania wegetariańskie, które są dużo lepsze, niż mięso i ryby. Naprawdę, trudno mi powiedzieć. Ja nie jestem jakimś takim wielkim smakoszem. Jeżeli coś mi dają, to jem, ale też uważam na to, co jem. Teraz bardzo uważnie jem. Od teraz w ogóle nie jem mięsa. Jem ciągle mięso ryb, ale na pewno nie zjadłbym delfina. Na pewno teraz wielu rzeczy nie mógłbym tknąć. Ale najdziwniejszą rzeczą, jaką jadłem była może ta świnka morska? Chociaż ona przypominała kurczaka i dla Indian była przysmakiem, więc chyba to była taka najdziwniejsza rzecz, którą jadłem w życiu...
Tym akcentem zakończymy naszą rozmowę...
...przypomniało mi się teraz! Jadłemchyba kiedyś krokodyla. Jadłem mięso z krokodyla. To może było jeszcze dziwniejsze niż ta świnka. To było gdzieś, bodajże, w Australii, ale może w Stanach. Mięso krokodyla to była też dziwna rzecz.
I dało się to jeść?
Tak, generalnie dało się jeść. Było nawet smaczne.
Bardzo dziękuję. Naszym gościem był pan Marek Kamiński – podróżnik, jak sam przyznał, z wykształcenia filozof, zawodowo przedsiębiorca.
Bardzo dziękuję, pozdrawiam wszystkich mieszkańców Radomia.
Marek Kamiński był gościem II edycji Brand Elite Spotkania z Marką w Mleczkowie k. Radomia.
Marek Kamiński jako pierwszy zdobył oba bieguny Ziemi w ciągu jednego roku bez zewnętrznej pomocy. Odbył niezliczoną ilość wypraw - także pionierskich, jest autorem i współautorem kilkunastu książek o tematyce podróżniczej. W 2014 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Założył Fundację Marka Kamińskiego, która zajmuje się tworzeniem i koordynacją programów edukacyjnych, organizowaniem zbiórek pieniędzy na protezy dla osób potrzebujących oraz obozów integracyjnych dla osób niepełnosprawnych.
https://radioplus.com.pl/index.php/audycje-radiowe/27035-marek-kaminski-gosciem-radia-plus-radom#sigProGalleriafd440fec76