DIECEZJA RADOMSKA
O polityce niepolitycznie
Czyli ks. dr Andrzej Jędrzejewski o demokracji i podpalaniu Polski.
Wybory dla demokracji są jak tlen dla człowieka. Bez prawdziwie demokratycznych wyborów, demokracja umiera. Nie może więc dziwić temperatura obecnego sporu, chodzi w końcu o samą istotę demokracji. Nie mam najmniejszego zamiaru w ten spór wchodzić, nie podejmę się wyrokowania, czy wybory były uczciwe czy sfałszowane, to powinny rozstrzygać niezawisłe sądy. Chciałoby się mieć nadzieje, że polskie sądy są rzeczywiście niezawisłe i rzetelnie, bezstronnie rozpatrzą skargi wyborcze.
Przy okazji powyborczego zamętu pojawiły się jednak inne, niż same wybory, niepokojące znaki zapytania, co do naszej demokracji.
Po pierwsze: gdy politycy partii opozycyjnych zaczęli kwestionować wiarygodność wyborów, prezydent zwykle łagodny i spolegliwy, tym razem w ostrych i zdecydowanych słowach stwierdził, że podważanie wiarygodności wyborów to są odmęty szaleństwa i że nie ma zgody na kwestionowanie uczciwości wyborów. Po kilku dniach podobną tezę wypowiedziała pani premier, twierdząc nawet, że kontestowanie wyników wyborów to niszczenie demokratycznego państwa. Nikogo zapewne nie zdziwiło, że dokładnie w tym samym tonie, wypowiadali się prawie wszyscy dziennikarze i publicyści głównych telewizji. To odrębny problem, bo z reguły w demokratycznych państwach czwarta władza patrzy na ręce władzy politycznej, kontroluje ją, u nas zaś mainstreamowi dziennikarze prześcigają się, jak tej władzy się przysłużyć i jak uderzyć w opozycję. To samo co prezydent i premier mówili w telewizyjnych studiach także dyżurne autorytety naukowe. Oglądając główne stacje telewizyjne można mieć wrażenie, że w Polsce jest dosłownie kilku socjologów i politologów, bo zawsze widzimy te same twarze, zawsze też z góry wiemy co powiedzą, zanim otworzą usta, bo wcześniej już to powiedzieli przedstawiciele rządzącej partii.
Chciałoby się więc zapytać prezydenta, premiera, usłużnych dziennikarzy i ekspertów dlaczego to nie wolno w demokratycznym państwie kwestionować wiarygodności wyborów? Co jeszcze musiałoby się stać, by wolno było je kwestionować? Co to za demokracja, w której prezydent stwierdza, że nie ma zgody na kwestionowanie wiarygodności wyborów? Jaki zapis konstytucji daje głowie państwa uprawnienie, że może się zgadzać lub nie zgadzać, na to co jest dobrym prawem obywateli i politycznych partii? Jak się ma brak zgody prezydenta na kwestionowanie uczciwości wyborów z dopuszczoną i określoną przez prawo możliwością zaskarżania uczciwości wyborów?
Po drugie, usłyszeliśmy zapowiedź, że 13 grudnia będzie organizowana manifestacja w Warszawie, która ma być też protestem przeciw zafałszowaniu wyborów. I znów usłyszeliśmy od rządzących oraz wtórujących im dziennikarzy i ekspertów, że to podpalanie państwa, zamach na demokrację, wręcz faszyzm i w ogóle wszystko, co najgorsze. Nie wiem, czy faktycznie można mówić o fałszowaniu wyborów, ale wiem, że konstytucja zapewnia prawo do organizowania zgromadzeń i zamachem na demokrację nie jest korzystanie z tego prawa, lecz jego ograniczanie. Pamiętam też, gdy kilka lat temu, Donald Tusk, będąc w opozycji, zapowiadał wezwanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec legalnych władz, ci sami, którzy dziś mówią o podpalaniu Polski, wtedy nic takiego nie mówili, a nawet twierdzili, że to właśnie w obronie demokracji przed totalitaryzmem IV RP. W Internecie można też znaleźć zdjęcia pokazujące, jak agresywne, obraźliwe i wręcz chamskie hasła towarzyszyły na transparentach ówczesnym oopzycyjnym demonstrantom, co rzecz jasna też nie raziło wrażliwości na mowę nienawiści oburzających się dziś tak łatwo polityków, publicystów i ekspertów.
Po trzecie, nie raz słyszeliśmy, także od przedstawicieli władzy, jak pomocne są instytucje europejskie dla zachowania standardów demokracji. I o to dzisiaj, gdy znów, wykorzystując legalną procedurę, opozycyjna partia informuje Parlament Europejski o nieprawidłowościach w polskich wyborach, marszałek Sikorski oburza się na skandaliczny donos na Polskę. Szkoda, że marszałek nie chce widzieć, że jest jednak różnica między Polską a instytucjami polskiego państwa, których działalność nie zawsze Polsce służy. Chciałoby się więc zapytać pana marszałka Norwidowym pytaniem:
Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala
Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?