RADOM
Wreszcie czujemy ulgę - mówi rodzina pilota
- Ból nigdy nie ustanie, ale wreszcie czujemy ulgę, że przyczyną katastrofy smoleńskiej nie była wina pilotów - mówi rodzina pochodzącego z Radomia kapitana Artura Ziętka - nawigatora Tu-154M. W katastrofie rządowego samolotu, 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem, przypomnijmy, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński.
Od chwili katastrofy mnożą się wątpliwości wokół przyczyny wypadku Tu-154. W ciągu 8 lat pojawiło się wiele hipotez dotyczących jej przyczyn i przebiegu. Jedną z nich miał być błąd pilotów. Z tymi zarzutami od samego początku nie zgadzały się rodziny i ich najbliźsi.
Trudno wracać do tamtych tragicznych dni. Słowa ciężko przechodzą przez ściśnięte gardło, głos często się łamie, a w oczach pojawiają się łzy. Mimo to, matka pilota śp. Artura Ziętka decyduje się mówić. - Czujemy ogromną ulgę, że przyczyną śmierci naszej elity całego państwa nie była wina pilotów, w tym także naszego syna, ale eksplozja - mówiła wzruszona:
Wczoraj, w głównych obchodach 8. rocznicy katastrofy smoleńskiej w Radomiu udział wzięła najbliższa rodzina zmarłego kapitana Artura Ziętka. W imieniu rodziny głos zabrała Renata Bany - siostra pilota. - Pielęgnowanie pamięci jest dla nas bardzo ważne, zwłaszcza w tych trudnych chwilach dochodzenia do prawdy o katastrofie smoleńskiej. Do tej pory, to załoga była obwiniana za spowodowanie katastrofy - mówiła Renata Bany i dodała, że badania prowadzone przez naukowców wykluczają takie przyczyny:
Kapitan Artur Ziętek miał 31 lat. Pozostawił żonę i osierocił dwie córki. Młodsza z nich Martynka miała wtedy 1,5 roku. Nie pamięta taty, nie wie, jaki miał głos:
Na pokładzie samolotu, którym polska delegacja zmierzała na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej znajdował się też Paweł Janeczek, pochodzący ze Zwolenia funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu i osobisty ochroniarz prezydenta Lecha Kaczyńskiego.