KULTURA
"Zanim pójdę" - Happysad ze Skarżyska opowiada swoją historię
13 października 2021 nakładem Wydawnictwa Agora ukaże się książka Żanety Gotowalskiej "Zanim pójdę. Długa droga zespołu Happysad".
To biografia jednego z najbardziej popularnych zespołów rockowych w Polsce, plasującego się w czołówce list artystów najczęściej koncertujących, mających najliczniejszą publiczność i najwięcej odsłon na YouTube.
Książka to ok. 48 godzin rozmów z zespołem Happysad, byłymi członkami, ekipą techniczną, bliskimi chłopaków i ich fanami. To dziesiątki zdjęć z 20-letniego archiwum zespołu, setki wspomnień – tych pozytywnych i tych bardzo wzruszających, sięgających najtrudniejszych emocji. Sięgnęłam do skarżyskich korzeni Happysad, by prześledzić, jak to się stało, że mimo upływu dwóch dekad wszyscy mają na ustach ich utwory. – Żaneta Gotowalska
Z okazji swoich 20. urodzin zespół ze Skarżyska-Kamiennej opowiada własną historię z pomocą dziennikarki Żanety Gotowalskiej. Głos mają także fani grupy i współpracownicy, również ci, z którymi drogi Happysad się rozeszły. Jest tu miejsce na konflikty, rozstania, rozliczenie się z ludzkimi słabościami, a także z pierwszym wielkim przebojem „Zanim pójdę”, który z biegiem lat stał się kulą u nogi zespołu, jego „gębą”.
Dziś, kiedy Happysad wypracowało sobie nowe brzmienie, a największe dramaty ma już najwyraźniej za sobą, na cały świat spadły koronawirusowe ograniczenia, z zakazem koncertów na czele. To wyzwanie godne zespołu, który co rusz wynajduje sam siebie na nowo.
Fragment książki:
– Wszystko szybko się działo. Dostaliśmy mejla od S.P. Records, że od kogoś mają naszą demówkę i że im się strasznie spodobało – wspomina Kuba. Chłopaków ze Skarżyska poleciły Sławkowi Pietrzakowi zaprzyjaźnione zespoły Naiv oraz Stan Miłości i Zaufania.
Pietrzak pamięta wrażenie, jakie zrobiła na nim demówka Happysad, zwłaszcza że do tej pory zajmował się zupełnie inną muzyką. – Przez kilkanaście lat wydawałem rock, hip-hop, punk, mocne brzmienia, a tutaj dostałem materiał łagodny, wręcz delikatny, świadczący o wyjątkowej wrażliwości i subtelności muzyków – mówi mi szef S.P. Records. Muzykę i teksty, które usłyszał na tamtej demówce, wspomina jako bardzo emocjonalne. – Urzekła mnie skromna prawda tekstów Kuby. Był wyjątkowo uczciwy zarówno w pisaniu, jak i w realu – mówi Pietrzak.
S.P. Records zaproponowało chłopakom, żeby przyjechali pokazać, co jeszcze mają. – Nie chciało nam się wierzyć, że mamy współpracować z wytwórnią Pidżamy Porno czy Kultu. Łukaniu powiedział, że jeśli kiedykolwiek wydamy płytę w S.P. Records, to zgoli brodę. Do tej pory tego nie zrobił. Ma plamę na honorze – żartuje Kuba.
– Podjarka była nieziemska, bo to było pierwsze miejsce, w którym wydawali ludzie przez nas uwielbiani – mówi Łukasz. – Każdy z nich był postacią niezależną i ważną dla polskiej muzyki. Jak się przychodziło do biura S.P. Records, zawsze ktoś z nich tam siedział, ktoś nagrywał w studiu. Tam poznawaliśmy pierwsze plotki branżowe i obserwowaliśmy, jak pracuje niezależna wytwórnia – opowiada Łukasz. Jeszcze niedawno tych samych artystów słuchał ze składanek dołączanych do miesięcznika „Machina”.
Kiedy chłopaki pojechały na rozmowy do S.P. Records, szybko okazało się, że wytwórnia chciałaby od razu nagrać z nimi płytę. To już wyglądało na zupełnie inną rzeczywistość niż ta, w której funkcjonowali do tej pory. W dodatku mieli poczucie totalnego nieprzygotowania do takiej walki.
– Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie umiem grać, śpiewać, mam na koncie tylko parę piosenek – tłumaczy mi Kuba. – Gdzie my? Jak? Wiedzieliśmy, że nie mamy szans nic zrobić, nawet jeśli czasem pogramy, pozostanie to naszym hobby.