RADOM
Rocznica likwidacji radomskiego getta
76 lat temu rozpoczęła się likwidacja radomskiego getta, które mieściło się w okolicach ulicy Wałowej. Wcześniej Niemcy zlikwidowali mniejsze getto na Glinicach. Przebywało w nich ok. 30 tys. Żydów.
Wysiedlenie dużego getta Niemcy przeprowadzili w dniach 16-18 sierpnia 1942 roku. Żydom nakazano zgromadzić się na ul. Wałowej oraz na Rynku. Na miejscu rozstrzelano tych, którzy próbowali się ukrywać. Wymordowano pacjentów szpitala żydowskiego i grupę dzieci, które zamknięto w budynku i obrzucono granatami. Po selekcji w Radomiu pozostawiono około 4 tysięcy robotników, których później wykorzystywano w obozach pracy, a następnie zgładzono.
Większość Żydów z Radomia trafiła do obozu zagłady w Treblince. Jadąc tam, do ostatniej chwili wierzyli, że to tylko przesiedlenie, tak jak twierdzili Niemcy. Z Księgi Pamiątkowej Żydów Radomskich możemy przeczytać, że tylko jedna osoba przeżyła tę podróż pociągiem i wróciła do Radomia. Był to Natan Berkowitz. Jego historię możemy przeczytać na na stronie www.szlakpamieci.radom.pl.
"Byłem pośród tysięcy zabranych z getta do deportacji. Zagnano nas do pociągów w akompaniamencie latających kul i uderzeń kolbami karabinów. Na bocznicy Marywilu było więcej esesmanów i ukraińskich dozorców niż deportowanych. Zanim zbliżyliśmy się do wagonu, kazano nam zostawić tobołki i zdjąć płaszcze i buty. Aby wejść do wagonu towarowego, musieliśmy minąć szpaler bestialskich esesmanów trzymających pałki, przejść przez trap, śliski od krwi. Wtedy człowiek był szczęśliwy, że wsiadł do pociągu i minął to piekło. Widziałem wiele rannych kobiet z małymi dziećmi w ramionach, które spadały z desek i były zabijane. Widziałem esesmana-bestię, który znalazł sobie rozrywkę z rozbijania butelek z mlekiem trzymanych przez dzieci lub ich matki. W wagonie było po dwieście osób, tak ciasno ściśniętych, że ledwo mogliśmy oddychać. Powietrze w środku było stęchłe i nie do wytrzymania. Po 24 godzinach podróżowania jedynie dwudziestu z nas jeszcze żyło, głównie ci, którzy stali blisko zakratowanych okienek. Następnej nocy udało mi się usunąć kraty i z pomocą moich przyjaciół przecisnąłem się przez otwór i wyskoczyłem na tory. Uciekłem do lasu, rozpaczliwie szukając wody. Przez następne godziny myślałem, że tracę zmysły z bólu i pragnienia. W końcu spotkałem jakiegoś chłopa, który dał mi wody i chleba. Doszedłem do najbliższej wsi, znalazłem tam grupę Żydów. Powiedzieli mi o obozie w Treblince, osiem kilometrów dalej. Oni pracowali przy budowie baraków i komory gazowej w obozie, ale uciekli i ukryli się w lasach. Widzieliśmy pełne Żydów pociągli przyjeżdżające z Radomia i innych miast. Wszyscy, którzy dojeżdżali żywi, byli zagazowywani i paleni w krematoriach."