SPORT
Akcja pod Nanga Parbat radomskim okiem
Cała Polska śledziła weekendową akcję ratunkową pod Nanga Parbat. - Akcja zakończyła się całkowitym sukcesem. Tomasz Mackiewicz został tam wysoko, ale na ratowanie go w tej sytuacji nie było żadnych szans - mówi Marian Jarosz, himalaista z Radomia.
Wiele emocji budziła akcja ratunkowa pod Nanga Parbat. Przez cały weekend Polacy śledzili losy ekipy ratunkowej - Adama Bieleckiego, Denisa Urubki, Piotra Tomali i Jarosława Botora, którzy wyruszyli na pomoc dwójce wspinaczy - Elisabeth Revol i Tomaszowi Mackiewiczowi.
- Akcja zakończyła się całkowitym sukcesem. Tomasz Mackiewicz został tam wysoko, ale na ratowanie go w tej sytuacji nie było żadnych szans - mówi Marian Jarosz, himalaista z Radomia.
W sobotę wieczorem duet Adam Bielecki - Denis Urubko dotarł do Elisabeth Revol, pokonując w niezwykłym tempie ponad 1000 metrów. Akcja była tym trudniejsza, ze odbywała się po zmroku, przy niskiej temperaturze i silnym wietrze. Nagranie z momentu znalezienia Elisabeth Revol znajdziecie TUTAJ.
- To, co zrobili wszyscy czterech chłopcy – Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala, bo było ich czterech, oni z marszu lądując z helikoptera na 4950 metrach, weszli w górę. Dwóch z nich – Adam Bielecki i Denis Urubko – wyszli na prowadzenie i w warunkach nocnych, kiedy jest dodatkowo zimno, kiedy już zaczęło wiać, dokonali czegoś niezwykłego. Specjaliści, którzy chodzą po tych górach masowo, mówią, że ta droga wymaga dobę, żeby zrobić taką odległość. Oni to zrobili w 8 czy 9 godzin – dodaje Marian Jarosz.
Marian Jarosz uważa, że biorąc pod uwagę decyzję Elisabeth Revol i jej słowa, że Tomasz Mackiewicz był „w stanie agonalnym”, próba ratowania go wiązałaby się z dodatkowym, ogromnym ryzykiem.
- Zastanawiamy się, dlaczego nie została przy Tomku, tam wysoko. To jest ich tajemnica. Mnie się wydaje, że Tomek był w stanie bardzo ciężkim. Tomek, jeżeli jeszcze kontaktował, to namawiał ją do zejścia, bo zdawał sobie sprawę, że każda dodatkowa godzina przy nim, uniemożliwi jej zejście. To spowodowało, że zeszła 1000 metrów niżej. Nasi do niej doszli, spuszczali ją na linach w trudnych momentach, żeby mogła dojść do bazy i to był wielki wyczyn – mówi Marian Jarosz.
Marian Jarosz skrytykował też działanie służb pakistańskich, które nie podjęły natychmiastowej akcji ratunkowej.
- Ja jestem zdumiony, że po tych prawie 150 latach czynnego działania w wysokich Himalajach, rząd Indii, a już na pewno rząd pakistański, nie wyszedł z jakąkolwiek inicjatywą, żeby przygotować służby ratownicze, medyczne, czy wojskowe, żeby w przypadkach tak dramatycznych, działać natychmiast. Wiemy, że każda godzina w wysokich Himalajach, wręcz każdy kwadrans, to znaczy żyć albo nie – dodaje Marian Jarosz.
Marian Jarosz nawiązał też do problemu, z którym boryka się wspinaczka na całym świecie, czyli brak wykupionego ubezpieczenia i odpowiedniego przygotowania.
Całą rozmowę z Marianem Jaroszem wysłuchacie tutaj: