Radom 90.7 FM | Końskie i Opoczno 94 FM | Skarżysko Kam. 94.5 FM | Kozienice 97.9 FM
Na antenie:
POPOŁUDNIE PLUS RADOM
Wojtek Sałek
Patron dnia: św. Pius V, papież
Dziś jest: Wtorek, 30 kwietnia 2024

KULTURA

Ortografię ma w jednym palcu

sobota, 30 września 2017 19:57 / Autor: Monika Nowakowska
foto: MN/Radio Plus Radom
Monika Nowakowska

Prawie sto osób zmierzyło się z pisownią w XII edycji dyktanda radomskiego. Pierwsze miejsce zajął i tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii zdobył Michał Tuzimek. W ogłoszonym po raz pierwszy specjalnym konkursie dla mistrzów poprzednich edycji konkursu zwyciężyła Agnieszka Jaworska - Więcoszek ze Skaryszewa - pracownik firmy ubezpieczeniowej.

Tekst do obu dyktand tradycyjnie już układał prof. Andrzej Markowski. Najlepsi zrobili mniej niż sześć błędów.

Zaraz po tradycyjnym dyktandzie odbyło się także dyktando mistrzów, do którego zaproszeni zostali wszyscy nagrodzeni i wyróżnieni w poprzednich edycjach. Do pisania przystąpiło 14 osób. Mistrzem Mistrzów okazała się pani Agnieszka Jaworska-Więcoszek.

W erze powszechnej cyfryzacji i rozwoju elektroniki ludzie coraz rzadziej sięgają po słowniki wyręczając się komputerem i internetem. - A to błąd - zaznacza prof. Andrzej Markowski:

Drugie miejsce zajęła Julia Wróbel, natomiast trzecie wywalczyła Karolina Wasik.

Jury przyznało też trzy równorzędne wyróżnienia. Otrzymali je: Monika Szewczyk-Rola, Piotr Czerski oraz Łukasz Sałaj. Nagrodę specjalną otrzymał Arkadiusz Kleniewski.

Dyktando w konkursie otwartym:

Wyznanie poety wierszoklety  

Gdym pisał niegdyś  nieskromny poemat, 

To co dzień miałem zaprawdę dylemat: 

Użyćli  naraz  w nim onomatopej, 

A wiersz to miałby być na pewno trochej, 

Czy też posłużyć się  niewprawnym jambem, 

A rytm podrobić pod kubańską  sambę. 

I wówczas tak by wybrzmiał niedżezowy//niejazzowy  rym: 

Hop-siup , tarara albo i rym-cym-cym. 

Tu wstawić w wersie chciałbym wielokropek. 

Wtem jednak dziarski ów  chłopek-roztropek, 

Na bakier  będąc  z mą interpunkcyją, 

Wykrzyknął raz w głos : „Niechże mnie zabiją, 

Lecz znowuż jakież nowe hocki-klocki 

Chcą wte i wewte  wyczyniać panoczki, 

 Ni stąd, ni zowąd, boć tu wielokropka 

Nie trzeba.  Winna się zapewne kropka 

Pojawić. Przecież  gdzie indziej na pewno 

Można  by z nutką tą bezsprzecznie rzewną 

Połączyć  znak ów wielkiej niepewności, 

Jako że kropki w ogóle  jawności 

W  wypowiedzeniach nie unaoczniają, 

We trzy za sobą stojąc tylko  dają 

To, że naprawdę człowiek się nasili, 

Myśląc, cóżeście tutaj nadrobili, 

Te niby-punkty do wiersza stawiając”. 

Więcem już gniewu zupełnie nie tając, 

Zrobił, jak widać, na złość tej mądrali 

I melanż rymów się doprawdy scalił 

W poniekąd dziwne dyktando-wierszydło, 

Co nieco  jakby mydło i powidło, 

A trochę jednak jak kicz częstochowski, 

Który napisał  był Andrzej Markowski.

Dyktando Mistrzów:

Przedjaskiniowy landszafcik 

Kiedy szarogranatowy mrok z nagła się rozprószył, Ksymena z wolna otworzyła oczy. Musiała jednakże od razu je zmrużyć, gdyż poraził ją przenikliwie ostry niby-laserowy strumień światła.  W okamgnieniu zrozumiała, że leży przed  niemalże siedemsetmetrową jaskinią, do której, szwendając się wkoło wylotu,  nierozsądnie wsunęła się była bez najniezbędniejszego zabezpieczenia. Skonfundowana  bezroztropnością  swojego postępowania chciałaby doprawdy uciec jak najdalej, gdzieś do Shrekowego Zasiedmiogórogrodu i zaszyć się tam w najniedostępniejszych ostępach puszczy. Albo pogrążyć się w ponadkilometrowej głębi Morza Saragassowego, w bermudach lub nawet bez bermudów, byle tylko jak najdalej od tych superzatroskanych quasi-ochotników ratowników, drepczących w tę i we w tę po nieskoszonej bujnej trawie w oczekiwaniu na helikopter TOPR-u.  Wtem uświadomiła sobie, że wieloprzegródkowa  torba-plecak, którą miała przerzuconą przez ramię, wonczas gdy zagłębiała się w megaprzepastną jaskinię, zsunęła się najwidoczniej w głąb, gdyż nie dostrzegała jej wokół siebie.  A gdzie indziej nie mogła jej zostawić, bo skądinąd pamiętała, że gdzieniegdzie wyciągała z niej różne fatałaszki niezadługo przed tym, jak zeszła w otchłań jaskini. Byłażby to strata niepowetowana? Bo oprócz  błahostek i fintifluszek, takich jak zalotka do podkręcania rzęs czy barbadoski zestaw mini do cellulitu, były tam ingrediencje do proliferacji komórek tkanki  łącznej, zwłaszcza fibroblastów  produkujących kolagen. A taka strata skazywałaby Ksymenę na odejście w urodowy niebyt. Wtem kątem oka spostrzegła, że jakiś nieuważny toprowiec // TOPR-owiec  wymachiwał jej nieomal straconą torbą tuż-tuż przed jej skołataną głową. Zrazu jęknęła więc z cicha, wskazując palcem na  torbę, i natenczas ścichła, tracąc znowuż przytomność.